piątek, 29 marca 2013

Święta, świeta...

Wszyscy tak strasznie narzekają na pogodę, ale chodzi o to, że równowaga w przyrodzie musi być - jedne białe święta w roku, nieważne które i rachunek sie zgadza ;] A tak serio, to ja też mam już tego troszeczkę dość i tylko smętnie zerkam przez okno mieszając bigos w garnku i zaglądając do piekarnika, czy sernik przypadkiem nie opadł.

Właściwie to chciałam Wam życzyć miło spędzonego czasu w te święta, smacznego jajka i nie tylko ;] Bo wiadomo, że jak święta to wyżerka, tak? Macie w planach trzymać się ekhm... diety czy żreć z czystym sumieniem? Ja szczerze mówiąc nie widzę problemu, bo pieczony schab z ćwikłą i jajka to żadna tragedia, a właśnie tym zamierzam się głównie żywić. Żeby nie było za bogato, zrobiłam sałatkie jarzynową z sosem jogurtowo - musztardowym. No i oczywiście już mam zaplanowany sernik mamy mojego chłopaka i zacieram rączki na samą myśl o nim :) Więc smacznego wszystkim!

Źródło


Pozdrawiam!

sobota, 23 marca 2013

Atrakcyjność ≠ atrakcyjność

Hej dziewczyny, leżę chora w łóżku, czuję się strasznie kiepsko i przez to nie mogę normalnie zasnąć, więc w nocy uprawiam tzw. sufitówę i myślę o różnych rzeczach. Wczoraj akurat myślałam już nie pierwszy raz o tym, jaka jest różnica w postrzeganiu atrakcyjności kobiet przez inne kobiety i mężczyzn. Ten temat to bumerang, bo wraca do mnie bardzo często. Nie mogę się mianować ekspertem w tej dziedzienie, ale sądzę, że w moim wieku (24) można już mieć jakieś pojęcie i wiedzieć, że różnica jest całkiem spora.  To co podoba się nam, kobietom nie zawsze pokrywa się z upodobaniami mężczyzn.

Podobno faceci są zatwardziałymi wzrokowcami i ja się z tym zgadzam, ale kobiety w niczym im nie ustępują. Tylko że my widzimy inne rzeczy. W sytuacji, kiedy facet 'spogląda', ocenia najpierw fizyczne atrybuty - czy cycki i tyłek są w odpowiednim rozmiarze i na odpowiednim miejscu, czy buzia jest ładna czyli generalnie - czy dana kobitka jest - najmocniej przepraszam za wyrażenie - fuckable czy nie. Potem, w ramach ewetualnej rozmowy albo doceni Twoje bogate wnętrze, zabójczy intelekt i piękną duszę albo nie.  Pewnie ktoś się obrazi za takie prymitywne podejście do sprawy, ale to jest moje zdanie i ja uważam, że do tego właśnie wszystko się sprowadza. Facet nie zastanawia się nad tym, czy buty pasują Ci do torebki i czy aby na pewno wybrałaś dobry krój bluzki do swojej figury, on widzi całokształt i albo wyglądasz dobrze albo nie i tyle. Natomiast my, gdy obserwujemy jakąś kobietę, patrzymy na przykład na jej twarz i myślimy, że a) ma ładny makijaż, b) ma beznadziejny makijaż, c) ta szminka kompletnie jej nie pasuje, d) za bardzo wyskubała sobie brwi itd. To samo tyczy się reszty zalet lub mankamentów, zarówno ciała jak i odzieży. Wniosek jest taki, że my przywiązujemy olbrzymią uwagę do szczegółów. Lubimy się stroić, malować i upiększać na różne, czasem dziwne sposoby. Dla kogo zatem to robimy? Komu tak naprawdę chcemy się podobać? Ja słyszałam, że kobiety nie stroją się dla faceta ani dla siebie, tylko po to, żeby nie zostać skrytykowaną przez inne przedstawicielki tej samej płci i raczej się z tym zgadzam. Według mnie wygląda to tak, że jeśli kobieta idzie na przykład do nowej pracy, w której jej współpracownikami są tylko faceci, chce ładnie wyglądać, więc ubiera się tak, by podkreślić atuty swojej figury, mniej zastanawiąc się nad tym, czy deseń na sweterku jest trendy. Jeśli wpółpracownikami są kobiety, to wtedy zaczyna się jazda. Bo trzeba zrobić tak, żeby ONE nie pomyślały, że nie znamy się na modzie, nie mamy gustu i nie potrafimy sie ubrać i pomalować. Nie ma co ukrywać, że jesteśmy wobec siebie bardziej krytyczne od facetów. I to samo dotyczy naszej fizyczności. Ideał kobiecego piękna inaczej jawi się w oczach panów i pań. Dla mnie to zawsze był fenomen, bo mi na przykład strasznie podobały się aniołki Victorias Secret (swoją drogą najzdrowiej wyglądające modelki), a moi koledzy twierdzili, że ok... są ładne i w ogóle, ale tak naprawdę to nie ma na czym oka zawiesić, za mało ciała do podziwiania. Więc znowu pytam, komu chcemy się podobać, odchudzając się na kość i zatracająć swoje kobiece krągłości? Odpowiecie pewnie, że SOBIE! I może facetom. Dlaczego zatem najwięcej pytań o ocenę wyglądu znajdujemy na forach, których użtkownikami są w 99% kobiety? Bo po pierwsze, jak byśmy weszły na sfd chociażby i wyjechały z pytaniem na ile kg wyglądam albo ile mam jeszcze schudnąć z brzucha, to byłby śmiech na pewno, bo nie to jest tam istotne. Po drugie, takie fora, na których padają takie właśnie pytania, to takie targowisko próżności. Zawsze można sobie wejść, popatrzeć, dowartościować się, porównać, no i czasem też zmotywować. Ale generalnie chodzi o to, żeby za wszelką cenę się dowiedzieć, jak postrzegają nas inni ludzie, a ściślej mówiąc - inne kobiety. Bo tak samo jak w przypadku ubrań i makijażu, to kobieta prędzej wytknie Ci, że masz te parę oczek cellulitu, rozstępy na brzuchu i w ogóle to powinnaś zrzucić ten brzuch, wysmuklić nogi i wtedy będziesz idealna. Ja czasem wchodzę na vitalie, nawet mam tam konto, z którego już nie korzystam i za każdym razem zamykam tę stronę, utwierdzając się w przekonaniu, że jednak jeszcze trochę mózgu mi zostało, bo nie wystawiam się świadomie na 'rozszarpanie' ;)

Aha, chciałabym tylko uprzedzić ewentualnie głosy sprzeciwu, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie kobiety są takie zawistne i wstrętne, ja niestety wśród moich znajomych mogę je wyliczyć na palcach jednej ręki ;]

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? 

Pozdrawiam!

wtorek, 19 marca 2013

Gotuj z Agą cz. 3

Tak jak wcześniej obiecałam, dodaję jeden z przepisów. Tym razem będą to bułeczki drożdżowe, banalnie proste w wykonaniu, są doskonałym zamiennikiem kupnego pieczywa, mi nawet bardziej smakują, chociażby dlatego, że sama je zrobiłam i tak apetycznie wyglądają. Można je zrobić w wersji słonej, słodkiej neutralnej i jakiej sobie jeszcze wymarzycie, wystarczy dodać do nich to, co lubimy. Na drugi dzień robią się lekko czerstwe, ale można je bardzo łatwo odświeżyć w piekarniku lub mikrofali. Ja zwilżam je lekko wodą i wsadzam na chwilkę do piekarnika. A jak ktoś nie nie ma na to czasu, to można je też zjeść w ramach tostów, po opieczeniu w opiekaczu :) Na śniadanie jak znalazł.

Będziemy potrzebować:
  • 3/4 kg mąki pełnoziarnistej
  • 1 łyżeczka cukru
  • niecała kostka świeżych drożdży (najlepsze są babuni, bo najlepiej wyrastają)
  • 1, 5 szklanki mleka (tu radzę się nie sugerować za bardzo, bo różnie to bywa, ja na oko dodaję podczas wyrabiania ciasta)
  • 3-4 łyżki stołowe oliwy z oliwek lub jakiegoś oleju roślinnego
  • 4 jajka
  • sól/cukier/inny dodatek smakowy
  • siemię lniane


Najpierw rozdrabniamy drożdże do miseczki, zasypujemy je cukrem, dodajemy trochę ciepłego! (nie gorącego mleka) i łyżkę mąki, mieszamy na w miarę gładką masę, przykrywamy ściereczką i dajemy im trochę czasu w ciepłym miejscu, by wyrosły. Lepiej wziąć trochę większą miseczkę, bo drożdże czasem lubią z niej wyjść, jak jest za mała. Następnie wbijamy jajka do miski i dodajemy do nich - w moim przypadku - sól. Ubijamy mikserem aż trochę zbieleją. W międzyczasie do dużej miski, najlepiej z niezbyt wysokim brzegiem wsypujemy mąkę i zaglądamy do drożdży. Jeśli wyrosły, to zaczynamy brudną robotę, mianowicie do michy z mąką wlewamy jajka, drożdże, 2 łyżki oleju, wsypujemy siemię lniane i mieszany. Można to robić drewnianą łyżką na początek, żeby za bardzo się nie ubrudzić, chyba że ktoś lubi :) Jak wszystko w miarę dobrze się połączy, wyciągamy ciasto z miski, smarujemy ręcę resztą oleju i wyrabiamy ciasto na blacie lub stolnicy. Niby ciasto drożdżowe powinno się oklepywać podczas wyrabiania, ale ja obchodzę się z nim jak z normalnym ciastem. Nie wygląda ono jak takie z białej mąki, ma inną konsystencję, jest bardziej zbite, ale to nic, bo po wyrośnięciu robi się tak samo puszyste i tak samo łatwo daje się formować. Ja urywam po kawałku i formuję kulki o średnicy ok. 5-6 cm, smaruję je roztrzepanym jajkiem i posypuję siemieniem lub płatkami owsianymi, bo akurat do tego mam teraz dostęp. Układam je na blaszcze wyłożonej papierem do pieczenia, czekam aż troszkę podrosną i w sumie to by było na tyle. Pieczemy je w temperaturze 160-180 stopni, zależy jak mocno grzeje Wasz piekarnik, w każdym razie powinny mieć złoty kolor. Wtedy są dobre. 




To jest podstawowa wersja, tak jak mówiłam - możecie dodać do nich wszystko, na co macie ochotę. Życzę wszystkim smacznego!



                             DZIEŃ PIERWSZY ZA MNĄ, JAK NA RAZIE BUŁKA Z MASŁEM 


Pozdrawiam!

Addicted to squats.

Tak, muszę się otwarcie przyznać, że uzależniłam się na dobre od przysiadów z obciążeniem. Jeżeli miałabym swoje top 10 ćwiczeń z obciążeniem ( z pewnością niedługo coś takiego powstanie ), to przysiady na pewno znalazłyby się na pierwszym miejscu, we wszystkich możliwych wersjach. Moje uwielbienie nie jest bezpodstawne, bo nie od dziś wiadomo, że przysiady to cudowne ćwiczenie, a dla nas kobiet tym bardziej. Każda marzy o ogrągłym, jędrnym tyłeczku i udach, dla mnie to jest chyba nawet ważniejsze niż biust w tej chwili, bo już się przyzwyczaiłam do tego, że z tym zawsze było u mnie kiepsko.

Gdyby ktoś zapomniał, to w ramach przypomnienia krótka powtórka z teorii. 


Przysiady ze sztangą na barkach - Ćwiczenie to można wykonywać zarówno ze sztanga, jak i sztangielkami, przy pomocy suwnicy Smitha lub maszyny. Wchodzimy pod sztangę stojącą na stojakach, barki opuszczone i odwiedzione w tył, gryf sztangi dotyka naszego karku na mięśniach czworobocznych grzbietu(ich górnej części), dłonie rozstawione w wygodnej i stabilnej pozycji na gryfie, klatka wypchnięta ku przodowi, naturalna krzywizna kręgosłupa-dolny odcinek grzbietu wypchnięty do przodu, rozstaw stóp w zależności od naszego poczucia stabilności(zmiana rozstawu stóp powodować będzie atak na mięśnie pod innym kątem), najlepiej nieco szerzej, niż barki, całe stopy przylegają do podłogi, ciężar ma opierać się na piętach, głowa zadarta nieco do tyłu. Z tej pozycji nabieramy głęboko powietrza i ściągamy sztangę ze stojaków i rozpoczynamy ruch w dół(najlepiej przed tym wypuszczając powietrze po ściąganiu sztangi ze stojaków i nabierając go ponownie). Przez cały czas plecy wygięte w jednakowy sposób, pracują tylko nogi. Najlepiej, gdy przez cały czas biodra i pięty znajdują się w jednej linii, nie wypychamy kolan do przodu(nie powinny wysuwać się dalej niż końce palców stóp). Schodzimy w dół do momentu, gdy zanika kontrola pracy mięsni czworogłowych, a ich rozciągnięcie jest maksymalne. Rozpoczynamy powrót do pozycji wyjściowej, wypychając się piętami podnosimy się w gorę, jednocześnie wypychając biodra w przód, aż do pozycji startowej. Drugą wersją tego ćwiczenia są tzw. ”półprzysiady” lub „płytkie” przysiady, można je wykonać również na suwnicy Smitha. Różnica polega na mniejszym zakresie ruchu-opuszczamy się jedynie do momentu, gdy nasze nogi ugną się pod kątem równym lub nieco mniejszym, niż 90 stopni.



Uwagi: niezwykle ważne jest stopniowanie obciążenia. Ja robię tak: najpierw robię kilka serii bez obciążenia, potem z samą sztangą 2 serie i to traktuje jako rozgrzewkę. Analogicznie jeśli właściwe serie wykonujemy z dużym obciążeniem, wtedy na rozgrzewkę zakładamy coś na sztangę.








Tyle z teorii. Z praktyki mogę powiedzieć, że bardzo wiele zawdzięczam przysiadom, bo w sumie to towarzyszyły mi od początku, najpierw 'na sucho' potem ze sztanga lub hantlami. Pupa wyraźnie mi się uniosła, zaczyna się wyżej i odznacza się od pleców, wiecie co mam na myśli? Poza tympomimo tego, że mam masywne uda, wyglądają lepiej odkąd zwiększyłam czestotliwość wykonywania przysiadów. Aha, jeszcze jedna rzecz - im więcej mięśni zaangażowanych w dane ćwiczenie, tym większe spalanie tkanki tłuszczowej, a przysiady angażują nogi, pośladki i plecy czyli duże grupy mięśniowe, co jest dodatkowym atutem. Żeby ostatecznie Was zachęcić, wrzucam garść inspiracji  :)












A na koniec, rzucam wyzwanie, przynajmniej sobie samej, jeśli ktoś podnosi rękawicę, to zapraszam :D Ja zaczynam od jutra!


Pozdrawiam! 


Żródło: 12

piątek, 15 marca 2013

Topimy sadełko - kompleksy sztangowe.

Witam wszystkich! 


Domyślam się, że osoby mające do czynienia z treningiem siłowym słyszały co nieco na temat kompleksów sztangowych (metabolicznych) i jeśli ktoś próbował, to zapewne docenia dobrodziejstwa tego rodzaju ćwiczeń. Tym, którzy jeszcze nie wiedzą, postaram się pokrótce objaśnić, na czym ten cudowny trening polega. A dlaczego cudowny, dowiecie sie niżej, czytając o zaletach, których jest całkiem sporo. Ale najpierw definicja :)


Komplesky metaboliczne - rodzaj treningu interwałowego polegającego na wykonaniu obwodu ze sztangą angażującego wszystkie grupy mięśniowe, z małym ciężarem, w określonym czasie. Podczas wykonywania jednego obwodu sztanga nie dotyka ziemi. Są one niezwykle suteczne w walce z tkanką tłuszczową. 

Udowodniono, że spalają one więcej tkanki tłuszczowej niż ćwiczenia aerobowe o niskiej intensywności wykonane w tym samym czasie, ponieważ przerzucenie 6 ton (sztanga 50 kg, 3 serie po 6 powtórzeń martwego ciągu,3 serie po 6 powtórzeń przysiadów, 3 serie po 6 powtórzeń wiosłowania, 3 serie po 6 powtórzeń zarzutów) wymaga od nas bardzo dużego zużycia energii. Poza tym przy kompleksach nie można odpuścić. Tu wszystko robimy w określonym czasie, a na rowerku lub biegając, można sobie pofolgować - zwolnić lub zatrzymać się.

Zalety kompleksów sztangowych:


  • zwiększają objętość treningu
  • zwiększają szybkość i wytrzymałość
  • zwiększają zużycie kalorii
  • powodują EPOC (Excess Post- exercise oxygen consumption - po polsku to oznacza tak zwane spalanie potreningowe, czyli jeszcze wiele godzin po treningu nasz organizm spala tłuszcz).
  • zmniejszają ryzyko utraty mięśni (w porównaniu z interwałami)
  • no i przede wszystkim: trwają krótko i są skuteczne!

Przejdźmy do konretów, poniżej wypiszę kilka przykładowych zestawów.

Kompleks nr 1
Wiosłowanie
Zarzut
Przysiad przedni
Wyciskanie żołnierskie
Przysiad tylny
Dzieńdobry

Kompleks nr 2
Martwy ciąg
Highpull chwytem jak w zarzucie
Rwanie chwytem jak w zarzucie
Przysiad Tylny
Dzieńdobry
Wiosłowanie

Kompleks nr 3
Rwanie ze zwisu
Przysiad rwaniowy
Przysiad tylny
Dzieńdobry
Wiosłowanie
Martwy ciąg

Kompleks nr 4
Podciąganie sztangi wzdłuż tułowia
Rwanie chwytem jak w zarzucie
Przysiad tylny
Wyciskanie zza karku
Dzieńdobry
Wiosłowanie

Kompleks nr 5
Przysiad rwaniowy
Przysiad tylny
Dzieńdobry
Przysiad przedni
Wiosłowanie
Martwy Ciąg

Kompleks nr 6
Martwy ciąg na prostych nogach
Wiosłowanie
Przysiad przedni
Push press
Przysiad tylny
Wykroki   


Dwa przykładowe filmiki instruktażowe, mogą się przydać. I wiadomo, że jutub stoi otworem, w razie gdyby ktoś chciał zgłębiać wiedzę.





Te zestawy składają się akurat z 6 ćwiczeń, ale równie dobrze można wykonywać po 4 ćwiczenia. Zakres powtórzeń to 6-8 powtórzeń, najlepiej sprawdza się 6. Każdy ćwiczene wykonujemy w 3 seriach. Stosunek praca : przerwa przedstawia się jak 1:1 lub 1:0,5, czyli ćwiczymy 1 minutę, 1 odpoczywamy lub 1 minutę i 30 sek. odpoczywamy. Objętość treningu powinna wynosić co najmniej 3 obwody, przy czas treningu nie powinien przekroczyć 10 minut i nie być krótszy niż 4 minuty. Jeśli nie posiadamy sztangi, nie sugerujmy się nazwą i nie rezygnujmy, ponieważ hantle, duża butelka z wodą lub inne obciążenie też się sprawdzą. 

Ja na początku mojej przygody z kompleksami, po przeczytaniu opisu, stwierdziłam, że to będzie bułka z masłem i pewnie nawet się nie zmęczę. Oczywiśćie, jak się domyślacie, grubo się myliłam ;] Po treningu czułam się jak po debrej sesji HIIT, czyli miałam uczucie dyskomfortu oraz było mi niedobrze. Wtedy uwierzyłam, że zestaw ćwiczeń, którego wykonanie zajmuje max. 10 minut może dać w kość bardziej niż godzinne kręcenie aerobów. Niestety, akurat w tym czasie wpadłam w wir testowania miliona różnych programów treningowych i nastąpił smutny czas rozłąki z siłownią jako taką. Na szczęście teraz zmądrzałam, poza tym goni mnie czas i zależy mi na zrobieniu super formy, więc następne 2, 5 miesiąca spędzę pod ciężarem sztangi lub hantli ;] Dzisiaj wybrałam sobie zestaw nr 6, nogi dostały swoje, barki zresztą też, więc jutro pewnie będą bóle mieśni, ale planuję tylko pobiegać. Od siebie mogę jeszcze powiedzieć, że nie polecam tego treningu osobom które dopiero zaczynają ćwiczyć z wolnymi ciężarami, ponieważ wymaga on opanowania dobrej techniki wykonania każdego ćwiczenia w dość krótkim czasie, inaczej można zrobić sobie krzywdę.


Czy któraś z Was próbowała tak ćwiczyć? Ja uwielbiam :D


Pozdrawiam!



Źródło: 12





czwartek, 14 marca 2013

Fotostory.




Cześć wszystkim! Dzisiaj będzie kilka zdjęć, które przy okazji zdradzą tematykę następnych postów. Od paru dni spełniam sie jako pełnoetatowa kuchara, ciągle siedzę w kuchni i gotuję oraz piekę. Poza tym przeprosiłyśmy się z moją koleżanką 'sztanią'. Mój kuzyn chyba bardzo mnie lubi i pożyczył mi na dłuższy czas sztangę i obciążenie (na razie mam ok. 25 kg + sztanga, która waży chyba 8 kg, wystarczy). Czuję się jak małe dzieczko, które własnie dostało nowe zabawki i - choć sądziłam, że to niemożliwe - teraz jeszcze bardziej mi się chce :) Do pełni szczęścia brakowało mi tylko porządnych butów sportowych, w których mogłabym zarówno biegać bez narażania kolan, jak i poprzecucać trochę kilogramów. Długo przymierzałam się do tego zakupu, aż w końcu się zaczaiłam i znalazłam odpowiednie. Podczas gdy butki czekały na mnie i moją wypłatę, zostały jeszcze przecenione, więc tym bardziej się nie zastanawiałam. Z racji ograniczonego budżetu nie wydziwiałam i tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką Nike Revolution.  Pierwsze co mnie urzekło, to kolorystyka, a potem je przymierzyłam i wiedziałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni :) Prezentują się tak:








A ponadto, już wkrótce przepis na pizzę, w wersji fit oczywiście. Przysięgam Wam, że jest przepyszna i łatwiejsza w wykonaniu, chodzi głównie o ciasto, ale nie będę teraz wszystkiego zdradzać.




Oraz przepis na drożdżowe bułeczki z mąki pełnoziarnistej. Szybkie, banalne w wykonaniu i lepsze niż ze sklepu. Wiem co w nich jest i nie są pompowane. No i mogę dodać do nich to na co mam ochotę :)



Ostatnio też byłam troche zdegustowana w sklepie, ponieważ nie było mrożonych mieszanek, które składały się z moich ulubionych warzyw. Postanowiłam więc zrobić taką mieszankę sama, jedna cukinia, jeden brokuł, jedna papryka, 10 pieczarek i powstały 4 takie oto porcje, które czekają na mnie w zamrażarce :)




Pozdrawiam!

poniedziałek, 11 marca 2013

Gotuj z Agą cz. 2

Tak jak obiecałam wrzucam przepis na makaron ze szpinakiem i jajkiem. Nie jest to jakieś super wykwintne danie, ale jest w nim wszystko, czego potrzebuję, więc reszta już mało mnie interesuje :) A oto lista składników:

  • opakowanie mrożonego szpinaku (niestety nie mam teraz dostępu do świeżego z wiadomych powodów)
  • jogurt naturalny
  • jedno lub dwa jajka na twardo
  • sól
  • pieprz
  • czosnek
  • makaron

Nie podaję konkretnych gramatur makaronu, szpinaku i jogurtu, bo każdy lubi inne proporcje. Do garnka wlewam łyżkę oliwy z oliwek, wrzucam szpinak, przykrywam i duszę, dopóki się nie rozmrozi. Po rozmrożeniu nadal go duszę, aż do odparowania wody. Następnie ściągam z ognia, doprawiam, dodaję czosnek, dużą łyżkę jogurtu, na grubej tarce ścieram jajko, dorzucam makaron i gotowe :) A przede wszystkim przynajmniej wg mnie, bardzo smaczne. 






Dzisiejszy rozkład jazdy:

  • Wyciskanie hantli 15-12-10-10(powtórzeń na każdą serię)
  • Wiosłowanie hantlami podchwytem (j.w)
  • Uginanie ramion z hantlami (j.w)
  • Triceps dips z obciążeniem (j.w)
  • Killer abs workout od Scoobiego (zaczyna się w 2:25) 
  • 10 minutowe kardio z Jillian

Trening siłowy wykonałam z obciążeniem ok. 7 kg na każdą rękę, oprócz triceps dips, które robiłam z 5 kg i brzucha, który ćwiczyłam bez obciążenia. Po każdym obwodzie 150 skoków na skakance na 80% możliwości, że tak się wyrażę. Mam ręce z waty i ciężko było mi zrobić zdjęcie bicka, który oczywiście na pompie wymiata, ale musicie mi uwierzyć na słowo, bo tak strasznie trzęsły mi się ręce, że odpuściłam. 


Pozdrawiam!

26 kg w 3 miesiące?!

 Wiem, że to brzmi co najmniej niezdrowo i już tłumaczę, o co konkretnie mi chodzi. Otóż podczas grzebania w czeluściach jutuba i oglądania vlogów kosmetycznych po raz setny mignął mi pewien filmik w proponowanych do obejrzenia. Zawsze go omijałam, chociaż tytuł był kuszący. Dzisiaj właśnie się skusiłam i po pierwsze trochę się zdziwiłam widząc, że jego autorką jest katOsu, którą pewnie wiele z Was zna z makijażowych tutoriali. Po drugie zatkało mnie, jak usłyszałam, że schudła 26 kg w trzy i pół miesiąca. Na odległość śmierdziało mi to głodówką, więc z czystej ciekawości wysłuchałam tego, co miała do powiedzenia do końca. Mam mieszane odczucia. Generalnie to co ona mówi, ma sens, czyli na przykład to, że trzeba jeść regularnie, nie głodzić się, ćwiczyć. Czyli po prostu stosować zbilansowaną dietę w połączeniu z ruchem, nic nowego. Niestety, jak usłyszałam co konkretnie jadła, to włos mi się zjeżył na głowie - ja po tym nie miałabym siły chodzić, nie mówiąc już o wykonywaniu codziennych czynności i ćwiczeniach. Przykro mi bardzo, ale na pewno nie jest to sposób 'racjonalny', a tym bardziej zdrowe żywienie. Wiecie co jest najgorsze? Nie to, że ona i wiele innych dziewczyn schudło tyle kg w tak krótkim czasie, chwała im za to. Najgorsze jest to, że stają się przykładem dla innych dziewczyn, złym przykładem. 

Nie będę tutaj streszczać tego filmiku, bo jeśli ktoś ma ochotę, sam sobie obejrzy i się ustosunkuje. Nie chcę nikogo oceniać, niemniej jednak nie zgadzam się z tym ani troszeczkę. Jest to moja subiektywna opinia, może kogoś urażę, jeśli tak to przepraszam najmocniej, ale mamy wolność słowa. Poniżej wrzucam filmik.



 





Później postaram się dorzucić przepis na makaron ze szpinakiem i jajkiem czyli mój posiłek po treningu, a tymczasem idę ćwiczyć, paaaaa :)


Pozdrawiam!



sobota, 9 marca 2013

Cieszę się!

Bardzo, ale to bardzo się cieszę :) Przed chwilą weszłam na bloggera, żeby zobaczyć, co ciekawego piszecie  i jestem bardzo miło zaskoczona. A oto powód:




Jak widzicie powyżej liczba wyświetleń przekroczyła już 5000. Nie wiem, może nie jest to powód, żeby się ekscytować, ale dla mnie to jest taki mały sukces. Wiadomo, że wyświetlenia i komentarze nie są najważniejsze - chociaż nie ukrywajmy, że dość ważne - ale dzięki temu mam poczucie, że robię coś fajnego i że nie piszę do ściany :) Miło wiedzieć, że ktoś interesuje się moją radosną twórczością. W związku z tym chciałabym podziękować wszystkim czytelniczkom i czytelnikom ( bo wiem, że jest kilka rodzynków w babskim gronie ;). To chyba najlepszy prezent na dzień kobiet, bo kwiatki i tak zwiędną. 


DZIĘ-KU-JĘ!



Pozdrawiam!

piątek, 8 marca 2013

8.03

Szukałam jakiegoś błyskotliwego tytułu, ale dzisiaj niestety nie mam weny, toteż z okazji tego komercyjnego święta chciałabym życzyć sobie i Wam powalającej formy na wiosnę, dużo siły, chęci i cierpliwości :D 

A dla panów przestroga hehe:



Pozdrawiam!


czwartek, 7 marca 2013

Gotuj z Agą cz.1

Dzisiaj chciałabym rozpocząć cykl postów, które co jakiś czas będę umieszczać - przepisy na smaczne, zdrowe i dietetyczne potrawy. Na pierwszy ogień pójdzie makaron z sosem pomidorowym i mięsem, czyli moja wersja spaghetti oraz pasta z makreli wędzonej. Do dzieła :)



MAKARON Z SOSEM

  • jedna średniej wielkości pierś z kurczaka(możecie użyć indyka)
  • pół cebuli
  • jedna puszka pomidorów
  • łyżka oleju do podsmażenia mięsa
  • majeranek
  • sól
  • pieprz
  • czosnek
  • ewentualnie jogurt naturalny
  • makaron pełnoziarnisty( w moim przypadku jest to makaron świderki)




Mięso płuczemy pod bierzącą wodą, następnie kroimy w grubą kostkę i mielimy, niezbyt drobno, żeby nie zrobiła się z niego papka. Doprawiamy solą i pieprzem i razem z posiekaną cebulą wrzucamy na rozgrzaną patelnię. Po chwili dolewamy trochę wody lub - jeśli mamy - bulionu drobiowego. Dusimy parę minut, po odparowaniu płynu wrzucamy na patelnię nasze pomidory. Ja ich nigdy nie kroję, ponieważ podczas gotowania same się rozpadają. Danie jest gotowe, gdy pomidory się rozlecą i całość będzie miała konsystencję sosu. W ostatniej minucie gotowania dodaje ząbek czosnku i majeranek, ewentualnie doprawiam do smaku. Po zdjęciu z ognia zawsze dodaję 2-3 łyżki jogurtu naturalnego, ale nie każdy lubi to danie w tej wersji. I oto cała filozofia :) Smacznego!






  • jedna średniej wielkości makrela wędzona
  • pół cebuli
  • 2 duże lub 3 małe ogórki kiszone
  • 2 jajka na twardo
  • łyżka jogurtu naturalnego
  • sól
  • pieprz

Makrelę obieramy z ości i rozdrabniamy, cebulę i ogórki kroimy w drobną kosteczkę, jajka ścieramy na grubej tarce. Wszystko wrzucamy do miski, doprawiamy i dodajemy jogurt, następnie mieszamy. Nakładamy na chlebek i się zajadamy :) 

Ta pasta była robiona u mnie w domu od zawsze, tylko moja mama zawsze dodawała do niej majonez i masło, więc w tej wersji była raczej mało dietetyczna ;] Ja swoją trochę odchudziłam i jest równie pyszna, a nawet lepsza od tamtej :)

Pozdrawiam!











środa, 6 marca 2013

Od przybytku głowa.... boli.

Cześć, też tak czasami macie, że od nadmiaru informacji/zdjęć aż puchnie Wam głowa? Bo ja właśnie dzisiaj się tak czuję. Miałam za dużo wolnego czasu i siedziałam sobie z laptopem na kolanach czytając i oglądając różne rzeczy w sieci. Na początku było to inspirujące i motywujące, toteż w międzyczasie zrobiłam sobie HIIT ze skakanką, jednak w pewnym momencie zaczęło to na mnie działaś demotywująco. Napatrzyłam się na te wszystkie fit - dziewczyny na tumblr i dymi mi czaszka. Nie chodzi o to, że komuś zazdroszczę, nic z tych rzeczy, ale.... no po prostu ogarnęła mnie frustracja, ponieważ znowu sobie zdałam sprawę, jak daleko jestem od mojego celu. W końcu odeszłam od komputera i wzięłam się za odkurzanie, przemyślałam sprawę i na szczęście przeszły mi wszystkie doły i depresje. Znowu uważam, że dam radę i też mogę tak wyglądać. 





A Wy znacie to uczucie? Kiedy chcecie przyswoić jak najwięcej informacji, brniecie z uporem maniaka, a potem macie gorszy mętlik w głowie, niż zanim w ogóle ugryzłyście temat? Ja tego nie cierpię.... 

Pozdrawiam.

Powrót do korzeni.

Dzisiaj odniosłam wrażenie, że wiosna już tuż - tuż i podejrzewam, że nie byłam w tym osamotniona :) Z powodu tej pięknej pogody odłożyłam sprzątanie na trochę później i poszłam sobie pobiegać. Niby dzień jak co dzień, jeśli o to chodzi, ale przy takim słoneczku miałam więcej energii i trening sprawił mi większą radość i satysfakcję niż dotychczas. W ogóle byłam dzisiaj dość 'natchniona', więc jeszcze przed śniadaniem weszłam na wagę(pierwszy raz od 2 miesięcy, o ile się nie mylę) oraz się pomierzyłam. Po raz kolejny mam dowód na to, że cyferki na wadze to żaden wyznacznik. Mogę się też pokusić o stwierdzenie, że w moim wypadku te na centymetrze też. Wiem, że to zabrzmi dość niewiarygodnie, ale od ostatnich pomiarów, które robiłam też dwa miesiące temu z ciekawości, praktycznie nic się nie zmieniło, a ja - i nie tylko ja, bo mój chłopak też, a on jest raczej obiektywny w tej kwestii - widzę, że wyglądam coraz lepiej i widzę coraz mniejszą kołderkę z tłuszczu chociażby na brzuchu czy plecach. Ważąc 57 kg(!) na wakacjach w zeszłym roku byłam bardziej zatłuszczona niż teraz. Niemniej jednak dzisiaj postanowiłam robić pomiary i kontrolować wagę co miesiąc, żeby mieć jakiś punkt odniesienia. Jestem tym typem człowieka, który bardziej się przykłada, jeśli ma bat nad sobą, a teraz czuję, że potrzebuję właśnie takiego bata, bo niestety mam lekki zastój. Wklejam screena tabelki z pomiarami:


W tabelce nie ma zbyt wielu kryteriów, ale to są akurat te miesjca na których najbardziej mi zależy. Nie interesuje mnie, ile mam w obwodzie kostki lub nadgarstka, a w klatce piersiowej się nie mierzę juz od jakiegoś czasu, bo co miesiąc robiło mi się tylko coraz bardziej smutno ;) Ponadto wracam na dobre do mojego starego systemu treningów: 1 dzień siłowy + kardio; 1 dzień samo kardio lub jakiś inny trening, który nie będzie zbytnio obciążał partii ćwiczonych poprzedniego dnia. Ostatnio za bardzo się rozdrabniałam i szukałam wrażeń to tu to tam i przez to nie mogłam się porządnie skupić na jednym, konkretnym programie. Także czas najwyższy zebrać się do kupy :)

Dzisiejszy rozkład jazdy:

- 25 minut biegu
- thrusters 10 powtórzeń x 3
- lunges 10 na każdą nogę x 3
- głębokie przysiady 10 powtórzeń x 3
- skoki na podwyższenie obunóż 10 powtórzeń x 3 ( u mnie to było łóżko w pokoju ;)

Thrusters, przysiady oraz lunges wykonywałam z hantlami po ok. 6 kg każdy. Może nie wygląda to na jakiś super ostry trening, ale ja go odczułam, jak należy, a teraz nadal czuję w nogach, że coś dzisiaj robiłam, więc było dobrze.

Na koniec jeszcze stan mojego brzucha na dzień dzisiejszy, nic się raczej nie zmieniło. Na pewno nie na gorsze.


Pozdrawiam!

poniedziałek, 4 marca 2013

Chwalę się :)

Wiem, że to już druga notka dzisiaj, ale nie byłabym sobą, gdybym się nie pochwaliła, że kupiłam sobie mój pierwszy top/stanik sportowy. Możecie pomyśleć, że to ignorancja, że wcześniej nie przykładałam do tego wagi, ale nie grzeszę dużym biustem, więc zawsze jakoś sobie radziłam. O kupnie takiego stanika myślałam już jakiś czas temu (zwłaszcza po tym poście), ale wszystkie modele, które mi się podobały kosztowały krocie. Dzisiaj z koleżanką weszłyśmy do H&Mu i całkiem przypadkiem natknęłam sie na ścianę ze sportowymi stanikami i oczy mi się zaświeciły. Musiałam sobie jeden kupić :) Wybrałam model bez usztywnianych miseczek, bo i tak muszę pod niego założyć normalny stanik, żeby nie wyglądać jak deska ;) Jako że ostatnio jestem chora na kolor różowy, kupiłam taki: 





Ten róż jest bardziej żarówiasty w rzeczywistości, zdjęcie nie oddaje tego w pełni. Oczywiście jak tylko wróciłyśmy do domu trzeba było wypróbować nowy nabytek, więc wybrałyśmy sie na stadion na lekki jogging. Miałam okazję pobiegać tak naprawdę pierwszy raz po prawdziwej bieżni, bo w mojej cudownej wsi jest tylko 100 metrowy odcinek na boisku, a ja i tak biegam w terenie, ale jestem bardzo na tak, jeśli chodzi o bieganie na stadionie :) Żałuję, że nie będę mogła zbyt często tam śmigać. Wracając jednak do stanika - uważam, że to świetnie wydane pieniądze :) Kto jeszcze nie ma, niech sobie sprawi, chociażby dla faktu posiadania jakiegoś ładnego stroju do ćwiczeń. Na lato będzie idealny w ramach topu, może się odważe i wyjdę w nim 'do ludzi'. A już pod koniec tygodnia w końcu kupię sobie nowe porządne buty do biegania, więc mój outfit sportowy się troszkę podreperuje i już nie będę wyglądać jak bezdomna ;]



Taka tam, słit focia z rąsi :)
Swoją drogą muszę więcej takich zdjęć porobić, bo na nich widać nad czym muszę bardzo popracować.

It's gettin' hot in here!

 Nie da się ukryć, że zaczął się marzec, co dla niektórych, między innymi dla mnie, oznacza, że trzeba jeszcze bardziej spiąć pośladki (dosłownie i w przenośni) i jeszcze bardziej się postarać, bo zegar tyka :) Jak zwykle o tej porze ilość reklam złotych środków na odchudzanie osiągnęła już prawie apogeum, gdybym chociaż trochę w to wszystko wierzyła, miałabym poważny problem z wyborem odpowiednich tabletek/saszetek. A wybór jest ogromny. Z ciekawości poczytałam tu i tam o składach tych wszystkich środków i, tak jak się spodziewałam, nie odkryłam nic nowego. Zazwyczaj są to te same składniki:
  • kofeina
  • zielona herbata
  • ocet jabłkowy
  • czerwona herbata
  • wyciąg z białej fasoli
  • chrom
I jeszcze kilka różnych, których pozwolę sobie nie wymieniać, bo wierzę w Waszą przenikliwość i umiejętność wyszukiwania informacji w sieci ;)

Te wyżej wymionione składniki, to tak zwane TERMOGENIKI czyli substancje, przyspieszające spalanie tłuszczu poprzez wzrost termogenezy. Przyspieszają metabolizm i/lub zużywają więcej energii, by zostać strawione niż same zawierają. Naukowcy z Oksfordu - a jakże, zawsze muszą być jacyś naukowcy :D - dowiedli, że stosowanie termogeników może przyspieszyć spalanie tkanki tłuszczowej nawet o, uwaga! 25%. Brzmi zachęcająco, prawda? A co jeśli powiem Wam, że po termogeniki nie musicie lecieć do apteki lub sklepu z suplementami dla kulturystów? Otóż wystarczy, że wybierzemy się do sklepu spożywczego, bo bardzo wiele pokarmów, które na co dzień spożywamy, prowadząc zdrowy styl życia i jedząc racjonalnie ma właściwości termogeniczne. I wcale nie są to jakieś paskudne rzeczy, do których trzeba się zmuszać :) Oto lista:
  • Warzywa bogate w błonnik: karczochy, szparagi, awokado, fasolka, buraki, brokuły, brukselka, kapusta, marchewki, kalafior, seler, szczypiorek, ogórki, bakłażan, cebula, sałata, pietruszka, zielony groszek, dynia, papryka, chrzan, kapusta kiszona, soja, szpinak, pomidory, fasolka szparagowa, cukinia, słodkie ziemniaki. Duża ilośc błonnika i witamin oraz niska zawartość tłuszczu przmawia za ty, by jeść dużo warzyw.
  • Owoce bogate w witaminę C: cytryny, pomarańcze, limonki, nektarynki, grejpfruty, guava, papaja, madarynki. Inne owoce również. Witamina C jest także naturalnym przeciwutleniaczem, co służy zdrowiu i urodzie. Poza tym stymuluje wydzielanie L-karnityny, która również przyspiesza spalanie tłuszczyku.
  • Niskotłuszczowe przetwory mleczne: twaróg, jogurt, maślanka itp. Mówiąc niskotłuszczowe ja mam na myśli półtłuste ;]
  • Orzechy - bogate w ten 'dobry' tłuszcz, jedzone z umiarem nie zaszkodzą, a nawet pomogą.
  • Chude mięso i ryby
  • Warzywa strączkowe - bogate w białko, które jak wiadomo w trakcie odchudzania jest bardzo ważne.
  • Pełne ziarna.
  • Zielona herbata, czerwona herbata i kawa.
  • Przyprawy: pieprz kajeński, cynamon, czosnek, imbir, papryka i inne ostre przyprawy.
  • Olej lniany
  • Czerwone wino.

Oprócz naturalnych termogeników możemy sobie kupić specjalne preparaty tego typu. Nie będę tu wymieniać nazw i robić kryptoreklamy, bo zapewne wiecie, co mam na myśli. Powiem Wam szczerze, że jeszcze kiedyś z wielką ochotą sięgnęłabym po coś takiego bez zastanowienia i nie myślałabym o skutkach ubocznych, bo takowe zawsze istnieją. Ciekawskie zapraszam tutaj, bardzo dobry artykuł na temat tzw. spalaczy tłuszczu. Uważam, że osoby, które nie zajmują się sportem zawodowo i nie muszą schodzić do jednocyfrowej wartości tłuszczu w ciele, nie są zmuszone używać spalaczy. Nasz oragnizm posiada bardzo duże możliwości, tylko trzeba dać mu czas, najlepszym suplementem jest cierpliwość hehe :) Ja nigdy niczego nie łykałam, chociaż nie raz byłam strasznie napalona na jakiś spalacz ;p Na szczęście mój sensei za każdym razem przemawiał mi do rozumu, jak zwykle zresztą :) Teraz zwyczajnie boję się brać takie rzeczy. Jestem dobrym przykładem na to, że można schudnąć bez wspomagaczy. Po praktycznie 3 latach procent mojej tkanki tłuszczowej nadal się zmniejsza, więc coś w tym jest. Oczywiście jeśli ktoś sądzi, że bez spalacza nie da rady, to proszę bardzo, ale nigdy nie komponujcie dawki na własną rękę. Proszenie o poradę na forum kulturystycznym to też nie do końca dobry pomysł. Także wybór należy do Was.

Czy któraś z Was w ogóle brała kiedyś jakieś środki tego typu? Jak wrażenia?

Pozdrawiam!



Źrodła: 12